Kancelaria Adwokacka Marta Rosińska

 

 

"Oszustwo" banków w kwestii franków - na czym polegało?

Kruczek, oszustwo, pułapka – różnie można to określać. Jak to się stało, że osoby z kredytem we frankach mają teraz takie problemy? Co powiedziano Wam „małym druczkiem” przy zawieraniu umów? Zapraszam na nowy wpis, w którym wyjaśniam, co właściwie się wydarzyło.

Znacie ten sen, w którym żyjecie znów jak dawniej, bez kredytu? Głowa jakaś lżejsza, dusza spokojna, siedzicie na werandzie popijając zieloną herbatę… Nagle łup – budzicie się, a kredyt we frankach szwajcarskich spada na was znów, jak kowadło. Siadacie na łóżku i rozważacie – co mogłem zrobić inaczej, co przewidzieć?

Sednem problemu jest to, że to banki zaoferowały wam produkt, który od początku był jak wejście na minę. Jak to możliwe?

Ryzyko kursowe – na czym polegało oszustwo banków?

Istotą problemu jest nieograniczone ryzyko kursowe, na które banki wystawiły swoich klientów, zawierając z nimi umowy kredytów hipotecznych waloryzowane do waluty frank szwajcarski.

Nieograniczone ryzyko kursowe dotyczy tego, w jaki sposób banki ustalają kwotę kredytu, a co za tym idzie – także kwotę należnych rat. Sposób, który jest oparty nie na obiektywnym, wymiernym mierniku wartości, ale na tabelach banku, ustalanych przez tenże bank.

Innymi słowy – wierzyciel, czyli bank, sam decyduje jaki dług ma spłacić mu dłużnik. Nawet dla nie-prawnika taka konstrukcja budzi wątpliwości. Wyobraźmy sobie bowiem umowę, w której kontrahent dostarczy mi jakiś produkt a ja zapłacę mu cenę… którą sam ustalę.

 

Nieograniczone ryzyko kursowe dotyczy tego, w jaki sposób banki ustalają kwotę kredytu, a co za tym idzie – także kwotę należnych rat.

Wybiórcze informowanie klientów

Do nieograniczonego ryzyka kursowego dochodził jeszcze brak rzetelnej informacji ze strony banku o tym, jak będzie się kształtowała wysokość rat przy wzroście kursu franka o 10%, 20%, 30%… Zdarzało się nagminnie pomijanie informacji niewygodnych. Na przykład tego, że saldo kredytu nie wynosi tyle, ile faktycznie wzięli, jak to się dzieje w przypadku kredytu złotowego, ale zmienia się w zależności od tego jaki jest kurs waluty. W praktyce oznacza to tyle, że saldo może nawet przewyższyć wartość nieruchomości, która stanowi zabezpieczenie kredytu. To z kolei przekłada się na brak możliwości sprzedaży tejże nieruchomości i spłacenie kredytu. Szach-mat.

Do nieograniczonego ryzyka kursowego dochodził jeszcze brak rzetelnej informacji ze strony banku

Ryzyko związane z kredytem waloryzowanym do franka jest więc zgoła inne niż ryzyko związane z kredytem złotowym, w przypadku którego saldo kredytu pozostaje niezmienne przez cały okres kredytowania.

Przy kredycie w PLN jedynie rata kredytu może wzrosnąć, gdy zmienią się stopy procentowe. W przypadku kredytu frankowego zmianie ulega saldo kredytu, które, pomimo dziesięciu czy kilkunastu lat spłacania, potrafi ciągle utrzymywać się na poziomie przewyższającym kwotę kredytu, którą kredytobiorca otrzymał.

Reklama franków – oszustwa ciąg dalszy

Jednak, jak to zwykle bywa, problem był bardziej złożony.

Po pierwsze – miało miejsce sztuczne napędzanie popytu na kredyty we franku.

Utrzymywano, że ludzie nie mają zdolności kredytowej, żeby wziąć kredyt złotowy, a jednocześnie zachwalano ponad miarę zalety kredytu frankowego, przy przemilczaniu informacji dotyczących realnego ryzyka kursowego.

Zachwalano ponad miarę zalet kredytu frankowego

Kredyt we franku oznaczał niższe oprocentowanie, a co za tym idzie niższą ratę kredytu. Wiadomo zatem, że ci, którzy nie mieli zdolności kredytowej w złotówkach, mieli zdolność kredytową w przypadku kredytu frankowego. Kto w końcu mając do wyboru mniejszą i większą ratę nie skusi się na tę mniejszą? Stąd tak duże zainteresowanie tego typu kredytem, zwłaszcza wśród rodzin na dorobku.

Po drugie – byliśmy wtedy w specyficznej sytuacji rynkowej. Po kredyty we franku sięgnęli przede wszystkim ludzie młodzi, chcący samodzielności, ale stojący na początkach swojej drogi zawodowej. W tych latach (2006-2010) nasze społeczeństwo dopiero zaczynało się bogacić, ludzie pragnęli wygody, komfortu, swoich własnych czterech kątów i życia „na poziomie” – na teraz.

Po trzecie – banki cieszyły się ogromnym zaufaniem społecznym. W latach, w których kredyty waloryzowane do franka szwajcarskiego rozchodziły się jak świeże bułeczki, byliśmy jeszcze wciąż młodym rynkiem, zaledwie kilkanaście lat po transformacji ustrojowej.

Wydaje się, że w ogólnej świadomości ludzi bank był niemalże instytucją zaufania publicznego. Stwierdzenia, że bank chce na nas zarobić, i to najwięcej jak to tylko możliwe, że bank wciska nam niepotrzebne i toksyczne produkty finansowe – nie mieściły się w głowie.

Dzisiaj mamy już tego świadomość – obserwujemy batalie frankowiczów, dramaty posiadaczy polisolokat i produktów ubepieczeniowych. Nauczyliśmy się dystansu do euforycznych promocji i okazji różnego rodzaju.

Po kredyty we franku sięgnęli przede wszystkim ludzie młodzi

Po czwarte – chciwość… chciwość wszystkich od pracowników oddziałów, ich przełożonych, przełożonych tych przełożonych aż na prezesach banków i samym nadzorze finansowym kończąc.

Kulisy tego równoległego świata ukazał w ostatnim czasie film Banksterzy, a opisała przejmująca książka „Chciwość” autorstwa Pawła Reszki. Do tej książki będę jeszcze parokrotnie wracać, ponieważ zapisy rozmów z pracownikami i dyrektorami banków i upublicznione maile z tych instytucji odsłaniają obraz praktyk mających na celu wprowadzenie klienta w błąd po to, żeby wybrał oferowany mu produkt.

<„Wszyscy wiedzieliśmy, że to co oferujemy – polisolokaty, ubezpieczenia, fundusze inwestycyjne itp. – jest toksyczne, że klient na pewno nie zarobi, a najprawdopodobniej straci swoje pieniądze. Od wciskania takich produktów mieliśmy prowizję. Sprzedawaliśmy więc nawet rodzinie i przyjaciołom.” – pracownik banku>[i]

Na całe szczęście jednak można się z tej matni wyplątać. Nie zwlekaj, połóż kres niewolniczej umowie kredytowej i sięgnij po sprawiedliwość.


[i] Paweł Reszka „Chciwość”

Formularz kontaktowy

    Skontaktuję się z Tobą w ciągu 24h